Samotność i kobieta. Emigracyjne żony i Matki…

ac122c034b36f0fe262d8d17734be593

Wyjeżdżamy zagranicę. Mąż dostał pracę. Koledzy pomogli. Pakujemy siebie, dzieci i jedziemy. W nieznane. Wszystko inne, niż było w domu. Ale trzeba tutaj żyć, będzie dobrze. Tylko ja wciąż jestem sama z dziećmi.

Zupełnie nie rozumiem co do mnie mówią. Dlatego łatwiej jest znaleźć polski sklep. Dlatego łatwiej jest zawiesić talerz Polsatu. Część dnia się spędza na telefonie, opowiadając rodzinie i znajomym, że wszystko jest dobrze. Że dzieci idą niedługo do przedszkola czy szkoły. Szybko nauczą się języka. Jak to dzieci. Ja będę miała trochę czasu dla siebie.

Tylko wciąż nie mam z kim rozmawiać. Mąż pracuje tyle ile się da, nadgodziny, Święta, soboty. No i ma swoich kolegów, piwo po pracy… Właściwie tylko w niedzielę jest w domu. Ale wszystko jest w porządku. Wszystko jest dobrze. Starcza na wszystko. Nawet na nowe ciuchy, następne buty. Tylko wciąż jestem sama.

Po roku pojechaliśmy do Polski na wakacje. Patrzyłam na moje koleżanki, które żyły tak jak ja kiedyś. Dzieci podrzucają do babci albo ciotki, mogą być same z mężem. Być trochę same z mężem. Pogadać o czymś innym niż ważnych, bieżących sprawach. I o tym, że mam w końcu wyjść z domu. Do ludzi… Być bardziej otwarta.

Tak czasami trudno wyjść do tego nowego świata. Tyle żeby udźwignąć. I ta bariera językowa. Ale najtrudniejszy jest ten brak wsparcia. Mąż, którego nie ma i mówi : poradzisz sobie. I tylko tyle, nic więcej… Przecież wszystko masz, o co Ci chodzi? Wiesz jak jest w Polsce. Tutaj nie musimy się martwić. Nie siedź tyle w domu, wyjdź, zaproś kogoś, porozmawiaj z kimś.

Takie mam wrażenie, że gdy z marszu nie wejdziemy w nowy świat, to zaczynamy się trochę izolować. Dni lecą, a strach jakiś przed tym nowym może być coraz większy i większy. Jakby bezpieczniej być samej. Skupić się na dzieciach, na domu. Być świetną organizatorka codzienności, wyżywać się podczas Świat robiąc wszystko na tip top. Być niezastąpioną w te klocki. Emigracja jest dobrą wymówka aby zostać w swoim małym świecie, bo jest trudna sama w sobie. I dlatego czasami mam wrażenie, że jest łatwiej pójść kobiecie w tą samotność, czy się w nią niejako schować. Jak pod ciepłą i znaną kolderką.

Gdy przyjeżdżamy tutaj i zaczynamy tutaj żyć to dowiadujemy się o sobie wiele nowego. Tak mało czasami siebie znałyśmy. I okazuje się, że tak wiele nas również hamuje, tak wiele w nas lęków. A emigracja to wszystko jeszcze bardziej wzmaga i uwypukla. Aż trudno patrzeć…

Tak czasami trudno aby w tym wszystkim stanąć od nowa na nogach i zawalczyć o siebie. Nie o dzieci, nie o męża. Tak poprostu o siebie. Znaleźć siłę aby kompletnie, czasami, zmienić swój stary sposób widzenia świata, bo on, okazuje się, nie sprawdza się w nowych warunkach, kompletnie nowych. W tym innym kraju.

Do samotności, do tego wycofania się i życia w swoim małym światku tylko, można przywyknąć, przyzwyczaić się, oswoić, a to jest niebezpieczeństwo, bo to później może nam dać gorycz. Po latach.  Ta gorycz to będzie to niewykorzystanie szansy na to aby coś innego wziąć, bądź tego, że tyle czasu zostało stracone… A po wierzchu przecież wszystko tak dobrze wyglądało.

Zbudować świat od nowa. Warto zrobić to dla siebie. Może i powoli. Może i mozolnie. Inaczej będziemy żyły tylko dla rodziny. Niektórzy tak robią. Czy aby napewno nam to wystarczy? Tak wiem, to takie ważne, słyszałam już tyle razy, że dzieci to całe moje życie…

Czy aby napewno to Ci wystarczy? Czy może wyciągnąć rękę po więcej…

Autor

Mama z prądem i pod prąd

Nazywam się Sylwia. Jestem, czy też inaczej, wciąż uczę się być kobietą, żoną, matką. Wychodzi mi to różnie. Mieszkam juz szmat czasu na Zielonej Wyspie. Tak to się ułożyło, nie planowałam tego tak, ale to życie rozdaje karty... Więc jestem też cudzoziemką...

49 myśli na temat “Samotność i kobieta. Emigracyjne żony i Matki…”

    1. Co za bzdury przeciez maja rodzine ze soba, co maja powiedziec ludzie ktorzy przyjechali sami. Ciagle narzekanie tylko co by nie bylo.Trzeba byc glupia kura domowa, normalny czlowiek idzie na kurs jezyka i do pracy.

      Polubienie

  1. Wiem , o czym mowisz, przerabialam to troche w innej wersji 10 lat temu w Londynie, teraz juz jest lepiej, ale czasem chce wyjsc z domu , z mojego malego swiata, ale nie mam za bardzo do kogo…gdzie na Zielonej Wyspie mieszkasz, bo ja pod Dublinem 🙂

    Polubione przez 1 osoba

      1. Ach, zmylilo mnie troszke, ja mieszkam w Irlandii i zawsze myslalam , ze to o niej mowi sie Zielona Wyspa _ Emerald Isle. No tosmy sie rozminely o te 10 lat 🙂 Szkooooda…

        Polubione przez 1 osoba

    1. Witam ale nie tylko w UK kobiety mają takie problemy. Mieszkam od 11 lat w Norwegii i mnie to tez nie ominęło. Jedna pani pisała tu ze idziesz na kurs do pracy i cześć 😞 tyle ze to nie takie proste niestety. Kursy sa płatne i trzeba na nie zarobić a po całym dniu pracy nie masz juz siły. Ale siły dodała mi chęć poprawy swojej sytuacji. Zacisnelam zeby. Nie było rodziny przyjaciół nie było nikogo kto dałby wsparcie bo mąż tez harował. Depresja minęła jako tako ale wciąż jest we mnie to uczucie jakiegoś braku. Pozdrawiam Was mamy i żony emigrantki gdziekolwiek jesteście 😔

      Polubienie

    2. popieram… jestem miesiąc w UK. Nie mogę narzekać, że mi tu źle. Mam kochającego męża, cudowną córeczkę… jednak po tym miesiącu samotność zaczęła doskwierać. A bo mąż dużo pracuje… bo mała marudzi i cały dom tylko na mojej głowie… a pogadać, poplotkować tak po prostu pobyć z kimś innym- nie ma z kim! Wiem, że musze cos z tym zrobić JUŻ nie czekać na „potem”- tylko co? Pozdrawiam mamy na emigracji;)

      Polubione przez 1 osoba

  2. Witam,mieszkam w Belgii i tutaj również jest tak jak napisałaś. Chciałoby się gdzieś wyjść,pogadać …ciężko spotkać bratnią duszę .Pozdrawiam Was kobietki .

    Polubione przez 1 osoba

    1. Witaj
      Wszystko co opisałaś jest takie smutne ,wyjechaliśmy z naszego pięknego kraju do obcego miejsca. Nikogo nie znamy i ta bariera językowa. Ja tak samo jak ty wyjechałam tylko bez dzieci których nie mam jeszcze. Jestem w ciąży i nikogo oprócz faceta nie mam obok. Z nim tak nie pogadam o wszystkim jak z koleżankami 😦 Smutne to życie na obczyźnie. Pozdrawiam i życzę powodzenia 😉

      Polubione przez 1 osoba

      1. Hej Paulina
        Mieszkam w Holandii 😔 Myśle że w UK język jest łatwiejszy niż w tej Holandii której jestem. Chłopak ma dobrą pracę tutaj to raczej nie zmieni miejsca. Pozdrawiam wszystkie samotne kobietki za granicą

        Polubione przez 1 osoba

    2. Kochana, a przecież w Belgii jest tak wielu Polaków… Trzymam kciuki byś odnalazła czy to wsród nich czy wsród „autochtonów” lub expatow choćby jedna bratńia dusze 🙂
      Polecam obie ksiazki mieszkającej pod Brukselą Agnieszki Korzeniewskiej. Druga , „W deszczu tańcz ” właśnie weszła na rynek.
      Pozdrawiam
      Ńika

      Polubione przez 1 osoba

  3. Jakbym czytala o sobie. Pol roku z dala od Polski, maz calymi dniami w pracy, dziecko w przedszkolu-a ja nie wiem co mam z soba zrobic…tak bardzo brakuje mi kontaktu w realu ze znajomymi, bez jezyka czuje sie taka malutka, ucze sie go codziennie ale moje dziecko 4letnie jest lepsze niz ja….moze juz za stara i za glupia jestem…W Polsce skonczylam 2kierunki studiow… W zyciu nie myslalam ze pojade za mezem …teraz jestem kurą domową… Boje sie ogladac polskiej tv bo kazdy mowi ze tak nie naucze sie jezyka…ale ich tv -nie rozumiem. Nawet nowe ciuchy mnie nie ciesza…bo komu mam sie w nich pokazac?? Na fb udawac szczesliwą??

    Polubione przez 1 osoba

  4. Rozumiem to bardzo dobrze. Przez rok siedziałam w Austrii w domu. Ale sie nie poddałam i ten czas minął mi na nauce języka. Teraz od roku juz pracuję w austrackiej firmie i mam kontakt z różnymi ludźmi. Nie wolno się poddawać i rezygnować z marzeń. Nam też należy sie coś od życia. Poświęcenie jest szlachetne, ale nie można całkowicie rezygnować z siebie. Powodzenia 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  5. Nie jest prosto odnaleźć sie w innym kraju. Jesli jesteście ciekawe nowego swiata i codziennie odkrywanie mały jego kawałek , to bedzie łatwiej. I szukacie miejsc gdzie poznacie nowe osoby. Teraz jest to takie proste. Ja pierwsze lata spędziłam poza Polska pod koniec lat 80-tych i początek 90-tych. Bez internetu, lowcostow i skype. Nie było łatwo. Momentami było cieżko. To kontakty z innymi, począwszy od lokalnych sąsiadów, ułatwiły mi wszystko.
    No i jesli czujecie potrzebę, to zacznijcie pisac bloga. Jest dla polskich blogerek na obczyźnie takie wspaniałe miejsce jak Klub Polki na Obczyźnie. Mamy wspólnego bloga, ale przede wszystkim tajna grupę na FB, gdzie żyjemy, radzimy sie i wydziałami gdy zajdzie potrzeba. To bardzo ułatwia pierwsze kroki i oswajanie nowego swiata.
    Trzymajcie sie i głowa do góry.
    Nika
    Wesołych Świat gdziekolwiek nie jesteście 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  6. Witam Dziewczyny z zapadanego Bergen, ja mialam troche inna sytuacje. Rok nauki norweskiego, opieka nad synem i maz ktory doszedl do wniosku, ze jestesmy za duzym ciezarem dla niego. Kazdego dnia odchodzil od nas dalej. Jak zlapalam pierwsza prace to myslalam, ze umre z radosci. I tak musialo minac 5 lat, zebym mogla odejsc od mojego przesladowcy. Balam sie kazdego rozpoczynajacego sie dnia z nim, nerwica w kazdym nerwie ciala. Dzis jestem rozwodka z dwojka dzieci, rzucona na gleboka wode zycia. Nareszcie zaczelam oddychac i smakowac kazdy dzien. Wszystko jest mozliwe, trzeba bardzo chciec zmian. Poprostu zadac sobie pytanie: czego chce w zyciu? I szczerze na nie odpowiedziec. Sciskam. Anka.

    Polubienie

  7. Skąd ja to znam… Tak się niektórym wydaje, że tutaj jest tak pięknie i kolorowo.,, przecież wszystko masz, nie musisz się o nic martwić „.Tylko, że rodzina i przyjaciele są TAM. Tu ich nie ma. Tu nie ma nawet na 10 min do kogo wyjść na kawę bo,, każdy sobie rzepkę skrobie „. Mogłabym o tym pisać do jutra

    Polubione przez 1 osoba

  8. Bardzo dobrze ujęte w słowa… po części to tekst o mnie.

    Pojechałam za granicę za mężem. Bo praca, bo perspektywy, bo jak nie teraz, to kiedy. Mąż mieszkał za granicą przez rok, wszedł w to środowisko i bardzo szybko zaaklimatyzował. Ja po kilku wizytach byłam zachwycona i wraz z nim gotowa podbić ten nieznany do końca mi ląd.
    Ale rzeczywistość po przyjeździe była zupełnie inna i choć cały czas wmawiałam (i nadal wmawiam), że jest o wiele lepiej niż w Polsce, to wiem, że to nie jest do końca prawda.
    Wiedziałam, że nie będzie idealnie, że nie wszystko przyjdzie od razu. Do pewnych rzeczy potrzeba czasu, to zrozumiałe.
    Ale najbardziej zaskoczyłam siebie… samą sobą. Gdy męża nie było przy mnie, bałam się wychodzić z domu. Unikałam ludzi jak ognia, bałam się spojrzeć im w twarz, bo, nie daj borze, jeszcze się do mnie ktoś odezwie, a ja języka nie znam… Ciężko mi było z samą sobą, ale zawalczyłam i małymi kroczkami staram się wyjść z tego kokonu i otworzyć się na nową otaczającą rzeczywistość, która być może kiedyś będzie moim domem.
    Tęsknię za rodziną, za ludźmi, których znam, ale wierzę też w to, że gdy zacisnę zęby i znajdę w sobie wolę walki o to, co mogę tu zbudować, nie poddam się, to będzie tylko lepiej.

    🙂

    Polubione przez 1 osoba

  9. Z ust mi to wszystko wyjęłaś. Czuje sie dokładnie tak samo. Czasem mam ochote sie spakować i wrócić. Tylko ten lęk, czy sobie poradzę. .. I te myśli, czy właśnie nie uciekają mi najlepsze lata życia. Ciagle pocieszam się, ze jak dzieci pójdą do przedszkola, ja do pracy to sie jakoś zmieni. Jednak gwarancji nie mam…

    Polubione przez 1 osoba

  10. Mialam calkiem podobnie. Praca, dom w weekendy zakupy. Monotonia. Przez 4 lata.
    Brak rodziny, chec zdobycia coraz to nowych rzeczy, ubran, sprzetu. Zycie wydawalo mi sie puste az zaszlam w ciaze. Dziecko sie urodzilo pomyslalam- teraz na pewno bedzie inaczej. Na pewno lepiej. Niestety, nie bylo. Praktycznie niewiele sie zmienilo z jednym wyjatkiem. Zrezygnowalam tylko z pracy na rzecz opieki nad dzieckiem, a reszta? Tak samo.
    Jednego dnia powiedzialam do mojego lubego: dosc! Ja wracam z dzieckiem do polski. Tam mam rodzine, przyjaciol. Jesli chcesz to zostan.
    Na szczescie nie zostal.
    Teraz oboje zyjemy spowrotem w polsce. Znow zarabiamy po 1600 1700zl na miesiac ale jestesmy szczesliwi.
    SZCZESLIWI 🙂 u boku rodziny ktorej nam zbraklo w uk i swoich starych przyjaciol. Prawdziwych przyjaciol (w uk spotkalismy wielu polakow ale ciezko bylo znalezc kogos z kim mozna bylo zaciesnic wiezy).
    Wniosek? Pieniadze szczescia nie daja 🙂 pozdrawiam 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  11. Witam, jak bym czytała streszczenie z własnego życia. Na początku miałam blokadę językową choć rozumiałam to wstydziłam się odezwać później blokada w związku z wychowywaniem dzieci albo tak sobie tłumaczyłam. Teraz dzieci są już duże a ja zdałam sobie sprawę że tak wile czasu upłynęło, tyle zmarnowanego ale strach nadal jest przed nowym choć po 10 latach nie powinno być takiego uczucia co nie, a jednak. Faktycznie czasmi zasada małych kroczków chyba jest dobra bo nadal jest we mnie paniczny strach przed nowym i tęsknota za starym krajem, starymi znajomymi a może dlatego że stare to tak idealizujemy, może tak też się wiele zmieniło na tyle że jak by się wróciło to też byłybyśmy obce u siebie? Fajnie jest wiedzieć że nie jestem sama w tym co czuje mieszkając na emigracji. Pozdrawiam z Wookey koło Bristolu w UK

    Polubione przez 1 osoba

  12. Ja mieszkam w holandii z mezem. Holendrem. Nie siedze w domu, pracuje w swoim zawodzie. Sila rzeczy musialam wejsc w jego srodowisko od razu. Wychodzic do pubu ze znajomymi, uczestniczyc w rodzinnych imprezach. Niby wszystko jest ok. Niby.. Bo mimo mijajacego czasu wciaz czuje sie inna niz holenderskie kobiety. Troche mnie przeraza ich chlod, brak emocji i takie mega racjonalne podejscie do zycia. I do zwiazkow. I to, ze tak naprawde w wiekszosci maja gdzies to, jak wygladaja i co na siebie zaloza.. One patrza dziwnie na moje wysokie obcasy i makijaz. I na to, ze moze reaguje zbyt emocjonalnie. A Polacy tutaj.. Sparzylam sie na pseudo przyjaciolach juz zbyt wiele razy.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do BergAnka Anuluj pisanie odpowiedzi