Opowieści emigracyjne o mężczyznach. Związki i rozwiązki…

_20151231_120358

Pięknie. Ciekawe czy niedawno przyjechał, że wciąż zadowolony? Ciekawe czy przyjechał z żoną, czy narzeczoną, czy może jednak przyjechał sam. Oni mówią, że są sami na chwilę. Tylko na krótko. Tylko żeby dorobić, bo mieszkanie kupić, bo dom skończyć, bo tutaj lepiej i szybciej zarobisz kolega powiedział. A kobieta to lubi…

I jest Chłop. Przyjechał sam. Żyje gdzieś tam, bo jak facet sam to warunki niekoniecznie są istotne. Jak facet żyje sam i prawie wszystko odkłada to też to co je, nie jest dla niego takie ważne. Bo najważniejsze, to żeby prawie wszystko zawieźć do Polski – pieniądze plus prezenty.

I wiezie, i przesyła, potem już rzadziej jeździ, bo fuchy się trafiają, nadgodziny. Można zarobić więcej, i myśli, że wtedy wróci szybciej do domu. Bo kupi czy spłaci się mieszkanie. Bo dom będzie w końcu gotowy. Paradoksalnie jednak ten czas pobytu wciąż się wydłuża. Nie wiem, czy to apetyt rośnie w miarę jedzenia czy poprostu komuś tam coś się pozmieniało? Bo meble, bo tv, a może przy okazji zmienimy samochód, bo ten już stary. I Chłop wraca na tą tymczasową emigrację jak bumerang. A bywa tak też, że i w tym domu na odwiedzinach jakoś tak mało wygodnie jest. Jak prezenty się otworzą, jak obkolęduje się znajomych i obgada co tam jeszcze trzeba zrobić, co jeszcze potrzeba, to już rozmowa mniej się klei. To już czasami widać, że on się trochę nie mieści już w tym obrazku w domu. Pomimo, że zdjęcia takie ładne stoją wokół. Chociaż czasami jakoś mniej tych zdjęć.

Czasami taki wyjazd emigracyjny trwa długo. Czasami rodzina zaczyna żyć swoim rytmem i lubi tego Chłopa tylko na telefon. Jest to wygodne, a pieniądze przychodzą. A czasami Życie robi myk i różne obietnice związkowe lądują w koszu. Poprostu.

Ja nie lubię związków na odległość. Ja nie wierzę w związki na odległość. Te całe opowieści o miłości i odpowiedzialności i takie tam. I ja nie będę nikogo oceniać. Bo każdy ma za uszami. Bo jedna osoba jest daleko od drugiej. I rzeczy się mogą zdarzyć. Bo ja uważam, że strzeżonego, Pan Bóg strzeże. Podkreślam – już strzeżonego. I to działa w obie strony…

To jest o mężczyznach. I o tym, że oni tak wiele często robią dla kobiety. Dla rodziny. I zostają z pustymi rękami. Wtedy może zacząć się związek z alkoholem. Tutaj na emigracji. Alkohol też przychodzi z kolegą. Bo my Polacy tak załatwiamy problemy. Często zapijamy je. Czy to pomaga. Może? Czasami? Znam sporo takich właśnie historii, bardzo smutnych.

No jasne, że mężczyzna też czasami poznaje kobietę. On samotny (poniekąd), ona też. I Bum. Bywa. Nie oceniam. To jest właśnie życie.

Rodziny, związki, potrzebują być razem. Bo inaczej zaczynają się rozwiązki. I nawet jeżeli jakoś się to sklei to może pozostać rysa, która będzie widoczna. Zawsze. Trudno pozostawić to za plecami…

A tak w ogóle to Chłopa warto szanować. Bo mi się wydaje, że my kobiety to czasami…

Autor

Mama z prądem i pod prąd

Nazywam się Sylwia. Jestem, czy też inaczej, wciąż uczę się być kobietą, żoną, matką. Wychodzi mi to różnie. Mieszkam juz szmat czasu na Zielonej Wyspie. Tak to się ułożyło, nie planowałam tego tak, ale to życie rozdaje karty... Więc jestem też cudzoziemką...

20 myśli na temat “Opowieści emigracyjne o mężczyznach. Związki i rozwiązki…”

    1. Zostawia rodzinę i układa sobie nowe „życie”, takich przypadków jest procentowo jeszcze więcej. Po paru kilku latach sobie przypomine że ma dzieci i jedzie po nie do kraju. Głupi jest ten co jej je oddaje.

      Polubione przez 1 osoba

    2. Ja mysle ze ile ludzi tyle przypadkow roznie w zyciu bywa kazdy jest inny a emigracja nie jest latwa ja juz jestem na emigracji od 20lat przeszedlem kilka krajow wszedzie jest inaczej inni ludzie przezylem duzo zdrady rozpacze milosc namietnosc itp ale przetrwalem z zona juz 30 lat a juz czasem naprawde wydawlo sie ze to koniec ale wszystko mozna wybaczyc i zaczac odnowa wiem nie zawsze warto niezawsze jest co ale my dopiero teraz zobaczylismy na czym to polega i z kazdym dniem bardziej sie kochamy i nie klucimy sie bo szkoda czasu zyjemy tak jakby kazdy dzien byl ostatni mamy siebie i tylko to sie liczy zostawilismy wszystko dzieciom my zaczynalismy 2 lata temu wszystko od poczotku to nasze nowe zycie cieszymy sie ze wszystkiego co razem budujemy

      Polubione przez 1 osoba

  1. Moj mąż był z dala od nas przez 5 lat,przyjezdzal co 3 msc…bylo ciezko nam obojgu,mnie z dwojka malych dzieci,jemu tam hen..w koncu kupil dom,postawil przed faktem i jestesmy razem 4 lata.Dzieci musza miec obojga rodzicow.nam sie udalo przejsc rozlake…

    Polubione przez 1 osoba

  2. Wyglada na to ze ten felieton odnosi sie do obrazu typowego i najczesciej kreowanego przez media polaka na emigracji ktory wyjezdza zagranice ‚za chlebem’, ktory jest w zwiazku lub malzenstwie z polka. Ten obraz zostal bardzo latwo podchwycony przez kobieca czesc polskiej populacji mieszkajaca zagranica, ktora z zalozenia uznaje 9.5/10 facetow za taki wlasnie typ jak tylko uslyszy mowe ojczysta. Byloby interesujace biorac pod uwage mase badan socjologicznych, ktore byly lub sa w trakcie realizacji aby dowiedziec sie jaki procent Polek mieszkajacych zagranica zwiazalo sie z polakiem budujac zwiazek zagranica. Nie chodzi mi tutaj o pary ktore juz przyjechaly bedac razem. Mieszkajac juz paru roznych krajach w europie od ponad 10lat na moje oko nie bedzie to wiecej niz 10%

    Polubione przez 1 osoba

    1. Rozczaruje Cię, bo nie czytałam badań. Żadnych. To są moje obserwacje znanych mi ludzi, bądź opowieści znajomych bliższych lub dalszych…
      Statystyka a życie. Taaa… Wiesz, to nie zawsze jest zbieżność… Mnie nie interesuje szkiełko i oko. Pozdrawiam 😊

      Polubienie

  3. „A tak w ogóle to Chłopa warto szanować. Bo mi się wydaje, że my kobiety to czasami…”
    To dobry koniecz do początku dalszego ciągu. Taka furtka. Chętnie poczytałbym dalej.
    Nie wszyscy rodacy są tutaj uśmiechnięci, to fakt. Jak kiedyś już wspomniałem, po krótkich odwiedzinach w kraju można sie zdziwić jak bardzo wyraz twarzy może się zmienić ze względu na fakt braku uśmiechu przechodniów w Polsce.
    Tutaj wydaje mi się, że większość ludzi bardziej serdecznie się uśmiecha. Co ja mówię, w ogóle ludzie są uśmiechnięci mimo trosk dnia codziennego.
    Podsumowując, czekam na dalszy ciąg tekstu. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  4. Mój mąż jest już 2 i pół roku „w delegacji „. On chce już wracać i ja też chcę żeby wrócił… Ufam mu i wierzę że jest mi wierny… Mamy dwójkę dzieci i one też czekają na tatusia… Miał zjechać po pięciu latach… Ale dłużej chyba nie wytrzymamy rozłąki… Wiem że będziemy musieli się siebie uczuć, uczyć się żyć razem… Ale damy radę bo nie wyobrażam sobie życia bez niego… Życzę wszystkim żeby przetrwali rozlake… Jak się chce i ufa to jest to możliwe…

    Polubione przez 1 osoba

  5. Mój mąż mieszkał za granicą 3 lata sam… on tam, ja w Polsce. Ja sama z małym dzieckiem, praca, dom czasami mnie to dobijało i się pytałam po co, na co mi to… Każde z nas przez 3 lata nauczyło się „radzić sobie samemu”. Kiedy po 3 latach zdecydowaliśmy się, że zamieszkamy za granicą nie było łatwo uczylismy się siebie na nowo, ale dalismy radę i teraz jesteśmy szczęśliwą rodziną 🙂 Wiem jak było przez te kilka lat osobno i rozumiem jak to jest kiedy jest sie samemu i kiedy pokusy czekaja zarówno na jedną jak i na druga osobe w zwiazku. Zyczę wszytskim zwiazkom na odległośc wytrwałości i wzajemnego zaufania 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. To trud wieli nauczyc sie zyc po dlugiej rozdzieleniu. Maz przyzwyczail sie zyc jako „kawaler”, wysylal pieniadze nie widzial zycia codziennego zony z dziecmi, zwyklych codziennych trosk, czy tez szumu rozbawionych dzieci, zabiegania zony; cenil sobie spokoj. Zona dbala o siebie i dzieci, bylo jej latwiej bo maz wysylal pieniadze i nie brakowalo juz na chleb, ale nie musiala myslec o troskach meza i o trosce o malzenstwo (bylo to jakos w zawieszeniu). Kiedy zdecydowalismy sie na wspolne zycie na obczyznie to zaczely sie klopoty. Bariera jezykowa , maz sie denerwowal, ze w domu nie ma spokoju, wydatki byly duzo wieksze; zona miala za zle , ze on sie zachowuje egoistycznie, przeszkadzalo i draznilo wszystko dookola. Ciezka praca, dluga praca…. Dalismy rade… I tylko Bog wie ile nas to wszystko kosztowalo, i tylko my wiemy, ze bez Jego pomocy to by sie nam nie udalo.

      Polubione przez 1 osoba

  6. To moze lepiej wyjechac przed zwiazkiem albo zawrzec zwiazek na tej tzw emigracji. To jeszcze nic. A co maja powiedziec zony marynarzy lub mezowie kobiet marynarzy? Chyba jeszcze gorzej. A temat mi bardziej znany, gdyz spedzilam osiem lat plywajac….

    Polubione przez 1 osoba

  7. Ja rowniez pojechalam za chlebem i to moj blad bo pozornie partner zostal w domu z synkiem a ja sie cieszylam ze wszystko bedzie oplacone….zludne nadzieje. Dobrze ze udalo mi sie ulozyc zycie podczas emigracji po po przyjezdzie do pl mialam jeszcze wiecej dlugow. zadluzone i okradzione mieszkanie…Dobrze ze zabralam syna i mialam gdzie wrocic….

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do Sebastian Kaczorowski Anuluj pisanie odpowiedzi