Ludzie mi zazdroszczą, bo mieszkam zagranicą… Londyn…

 

5

Jasne, że mi zazdroszczą. Wcale im się nie dziwię. Też bym zazdrościła, gdybym mieszkała w Polsce. No, bo w końcu jest czego! Przecież zagranica jest lepsza. No i ja, dzięki temu, jestem lepsza od innych, no nie? W końcu zarabiam lepsze pieniądze. Na przykład! Plus oczywiście cała reszta dobrodziejstwa…

Pieniądze zagraniczne na przykład lepiej trzymają kolor. Wiem co mówię, bo zdarzyło mi się nie raz funty brytyjskie prać w pralce i potem wyglądały nawet lepiej niż przedtem. Taka mała rzecz, a cieszy!

Jak wiadomo mieszkałam w Londynie i długi czas pracowałam w centrum tej fantastycznej metropolii. Tutaj wszędzie można dojść na piechotę, pomimo, że autobusy czerwone, piętrowe jadą jeden za drugim, bo w centrum nie ma prawie miejsca na samochody i to jest taaakie piękne. Korek non-stop. Człowiek jest zdrowszy w Londynie. Musi dużo chodzić, bo inaczej by nie dotarł nigdzie na czas. Oczywiście jest metro. A jakże, przed wejściem trzeba się rozebrać, tak dobrze grzeją klimatyzatory, no i ludzie, a po wyjściu trzeba się ubrać. Dlatego jak grypa tutaj szaleje to kosi konkretną cześć populacji produkcyjnej. Ze względu między innymi na to, że się tutaj człowiek transportuje ciasno dość, to i wirusy z łatwością znajdują nowe ofiary, hop hop skacząc w tempie ekspresowym patrz Snapchat. W autobusach też jest bardzo kameralnie i następuje pełna wymiana narodowościowa, i co za tym idzie zapachy dobrze wysmażonego czosnku na maśle ghee mieszają się ze znajomymi woniami pierogów z kapustą i grzybami plus Chanel no 5 na dokładkę, no w końcu żyjemy w jednej z najbogatszych stolic. Różnorodność musi być!

No i jak się pracuje w centrum, to zawsze ma się szansę podziwiać zabytki w drodze do pracy, Big Ben, Westminster Abbey, Buckingham Palace. Zawsze można wybrać tak trasę do pracy aby popatrzeć na inny motyw Londynu popularny na pocztówkach. Ja pracowałam przez czas jakiś w okolicy Oxford Street, najlepszej ulicy handlowej, zakupy codziennie robiłam, no bo przecież jak już byłam tam, to jak czegoś nie kupić. Oxford Street ma to do siebie, że zawsze się znajdzie jakiś Sale, a ulica dłuuuga…. Pieniądze to przecież nie problem jak się mieszka zagranicą. One przecież leżą na ulicy. No i nie można kupić za dużo. Co to znaczy za dużo? Londyn wyznacza trendy miodowe, co sezon coś innego jest w modzie. Jak się tutaj mieszka to trzeba być na czasie! Z butem, torebką czy innym ciuchem.

Poza tym tutaj się prawie nie mieszka w domu. W domu się tylko sypia. Czasami. Przecież Londyn jest miastem, które nigdy nie śpi… Zawsze jest gdzie iść i kogoś spotkać kto też ma problem ze snem 😉 pewnie od przestymulowania metropolią. W za dużych dawkach…

Taaak…. Witam w mojej bajce. Takie piękne opakowanie ma ta bajka, kolorowe, błyszczące, aż się ręce wyciągają i oczy robią duuuże… Kusi oczy ta fatamorgana….

Ale proza życia wygląda zupełnie inaczej. Szkoda, że Ci co zazdroszczą widzą tylko papierek z wierzchu. Ale przecież tak też można, no przecież nie da rady zabronić ludziom zazdrościć???

Mamy wolność widzenia świata 😉

Teraz mały „twist” jak mawia Jamie Oliver. Co ja lubię w Londynie. Uchylę rąbka. Muszę przyznać, że największą słabość mam do spacerów po Londynie w porze bardzo rannej, a dokładnie latem bladym świtem. To znaczy miałam, jak tam wciąż mieszkałam. Wtedy Londyn ma swój niezaprzeczalny smaczek… Kiedy jest cisza i tylko pojedyncze osoby przemykają uliczkami… To jest chyba to co lubię najbardziej w Londynie. Świt. Kiedy to miasto wciąż śpi… Jednym okiem…

Autor

Mama z prądem i pod prąd

Nazywam się Sylwia. Jestem, czy też inaczej, wciąż uczę się być kobietą, żoną, matką. Wychodzi mi to różnie. Mieszkam juz szmat czasu na Zielonej Wyspie. Tak to się ułożyło, nie planowałam tego tak, ale to życie rozdaje karty... Więc jestem też cudzoziemką...

11 myśli na temat “Ludzie mi zazdroszczą, bo mieszkam zagranicą… Londyn…”

  1. Gdy mieszkalam w Londynie na poczatku lat 2000 nie stac mnie bylo nawet na autobus , ktory wtedy kosztowal funciaka, wiec drylowal wszedzie na piechote. Uwielbialam to, po kilku latach znalam moja okolice (Bayswater, Hyde Park, Queensway, Kensington, Marble Arch etc ) na wylot. Pamietam moja ekscytacje jak na Oxford Street odkrylam uliczke od niej odchodzaca o nazwie Poland Street 🙂 Pamietam odkrycie sklepow Paperchase (wtedy najwiekszy, bo dwupietrowy byl na Tottenham Court Road) , nawet kupilam tam sobie kilka pocztowek, ktore mam do tej pory, na nic innego nie bylo mnie stac 😀 hahhah. Musze sie w koncu wybrac i popatrzec co i jak sie zmienilo !

    Polubione przez 1 osoba

  2. taż bym zazdrościła gdybym mieszkała w Polsce ,nie samego londynu a zycia w uk. bo jeszcze niestety wiem jak jest w Polsce…1200zł na rękę i żyj , no facet ma szanse na więcej…Napiep***ie nadgodzin żeby z wysiłkiem starczyło od wypłaty do wypłaty, życie na kredyt wszystko na raty. Myślę że ludzie zazdroszą spokojnego życia(pod względem finansowy) a nie piękna Anglii czy londynu

    Polubione przez 1 osoba

  3. A moi znajomi (stety albo niestety) nie zazdroszczą mi przeprowadzki za granicę.
    Wprawdzie mieszkam w Niemczech i teraz pewnie się ze mnie śmieją, bo to wygląda jakbym się celowo rzuciła na pożarcie dzikim zwierzętom, ale wiem o czym piszesz.

    W Polsce miałam niewielu znajomych. Jednostki wychodziły ze mną sporadycznie na kawę. Jednak po wyjeździe ludzie traktują mnie jak… chorą na zakaźną chorobę. Nawet przez Internet nikt ze mną nie chce pisać. Podejrzewam, że gdybym ogłosiła osobom, z którymi dobrze trzymałam, że przyjeżdżam i czy się spotkamy nagle wszystkim wypadłyby jakieś ważne spotkania i wizyty u lekarza.

    Faktem jest, że nie mamy zbyt dużo pieniędzy. Przed przyjazdem, owszem, mieliśmy pokaźną sumkę, ale jak wiadomo, życie we 2 z jednej pensji pożera dużo. Wynajęliśmy jednak fajne, niezbyt tanie, mieszkanie, umeblowaliśmy je i żyjemy sobie spokojnie. Ja szukam pracy, ale nie czujemy też presji, bo z 1 pensji damy radę się utrzymać, opłacić rachunki i jeszcze zostanie.

    I może znajomi nie odpisują mi dlatego, że boją się, że zacznę opisywać jak to mi się tu dobrze mieszka, ile mam kasy na koncie i gdzie to ja za ten czas nie byłam… kto wie?

    Polubione przez 1 osoba

      1. Tak, wszystko prawda 🙂

        Tylko tak trochę przykro, że po przyjeździe do Polski nie mam nawet z kim gdzieś wyskoczyć…

        Tutaj z kolei łatwo nawiązują się znajomości wśród Polaków, jednak mamy takiego pecha, że kumplować się z nami chcą osoby znacznie od nas starsze. Na początku myślałam, że to w sumie fajnie, ale 1 stycznia doszliśmy do wniosku, że to jednak nie są ludzie, z którymi chcielibyśmy trzymać. Prawie 20 lat różnicy to zdecydowanie za dużo 😉

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz