Rozterki cudzoziemki : Gdzieś mnie nie ma…

woman-running-on-clock-internal-clock-460x500

Zawsze jesteś gdzieś za późno, albo po prostu gdzieś Cię nie ma. Starasz się wszystko zaplanować aby być i tu i w Polsce, wtedy kiedy coś ważnego nie powinno odbyć się bez Ciebie.

Tylko, że jest to niemożliwe. Więc ominą Cię śluby i chrzciny i pogrzeby. I depresja najlepszej przyjaciółki. I jej awans i spotkanie mężczyzny jej życia, którego Ty mogłabyś zaakceptować jako pierwsza.

Wszystkie nasze bliskie przyjaźnie przejdą próbę wytrzymałości i pozostaną tylko te naprawdę prawdziwe i głębokie. I nie zdołasz tego zatrzymać i zmienić pomimo, że wydasz fortunę na telefon. Przez pierwsze parę lat. Potem rezygnujesz, bo widzisz, że to i tak nie pomoże. Tam się poprostu życie toczy, bez Ciebie.

Ty zawsze jesteś tylko na chwilę i przelotne. Bo ile można opowiedzieć i podzielić się tym co zdarzyło się podczas paru miesięcy, kiedyś spotykasz się z kimś na kawie przez dwie godziny. I już jutro wyjeżdżasz, bo czeka praca, mężczyzna, nowy dom, tam w tym drugim świecie.

I będzie powoli tak, że zrozumiesz, że nie możesz trzymać tych dwóch srok za ogon. Żyjesz tylko w jednym miejscu, tam gdzie są Twoje korzenie, rodzina, przyjaciele z dawnych lat, jesteś tylko na chwilę.

I akceptacja tego jest chyba najtrudniejsza.

Autor

Mama z prądem i pod prąd

Nazywam się Sylwia. Jestem, czy też inaczej, wciąż uczę się być kobietą, żoną, matką. Wychodzi mi to różnie. Mieszkam juz szmat czasu na Zielonej Wyspie. Tak to się ułożyło, nie planowałam tego tak, ale to życie rozdaje karty... Więc jestem też cudzoziemką...

11 myśli na temat “Rozterki cudzoziemki : Gdzieś mnie nie ma…”

  1. Piękny tekst i świetna ilustracja. Nie jestem cudzoziemką, żyję stacjonarnie, mam wszystko pod nosem, a jednak jakieś struny we mnie drgnęły, bo ciągle gdzieś mnie nie ma, różnie to bywa, czasem są to tęsknoty duszy, czasem zachłanność umysłu, a często też niezgoda na ograniczenia rzeczywistości.

    Polubienie

    1. Myślę, że głównie to nasza niezgoda na rzeczywistość taką jaką jest… Trudno zaakceptować, że jest inaczej niż byśmy chciały. Tym bardziej, że stajemy na rzesach, zbyt często. 😦

      Polubienie

  2. Pamiętam ten moment. Po moim pierwszym wyjeździe za granice, wróciłam na szkolne wakacje po prawie dwóch miesiącach do mojego rodzinnego miasteczka. Juz przejeżdżając przez granice, słysząc polskie radio miałam łzy w oczach ze wzruszenia – kochałam te moja Polske całym sercem. Durne piosenki z radiu zet i te cholerne dziurawe drogi. Bo tam byli moi rodzice i siostry, mój ukochany chłopak, który czekał na każdego smsa i na każda minute spędzoną razem. Trudno opisać i wyrazić intensywność tego przywiązania i nostalgii do Polski. Ale to właśnie to „uczucie” kieruje tłumami emigrantów, którzy w każde święta pakują się jak baranki do autobusów czy tanich linii lotniczych, i wracają wiernie, z pokora, prawie w ramach jakiegoś świeckiego rytuału, do ich Polskich rodzin.
    Myślałam, ze wszyscy tęsknili za mną, tak jak za nimi. Ze dla tych co zostali, mój wyjazd był takim samy rozdarciem i bólem jak dla mnie. Ale szybko rzeczywistość dala w mordę i przyszło otrzeźwienie (zawsze zbawienne acz wówczas o mocy cichego zabójcy). Rodzina tak jak co dzień musiała iść do pracy, a znajomi żyli dalej swoim życiem. Słuchali moich opowieści, ale nikt nie potrafił zrozumieć, tego co dla mnie ta moja emigracja znaczyła, na co dzień. Pierwsze prawdziwe poczucie dogłębnej samotności. To tylko ja, już na zawsze miałam stać w tym szpagacie, miedzy moim miastem w Polsce, a nowa ojczyzna (o czym wtedy jeszcze nie wiedziałam, ze faktycznie się nią stanie). To tylko ja przeżywałam transformacje, której siły i agresji (na moim ciele a także duszy), jeszcze wtedy nie podejrzewałam. To się miało dopiero wyklarować, miesiąc po miesiącu, w miarę jak szpagat się poszerzał, i robił coraz bardziej niewygodny i krepował swobodne ruchy. No i przychodzi taki moment, ze ten szpagat staje się niemożliwy do utrzymania, nawet dla tak upartego, hardego i niezmordowanego mentalnego yogina jak ja. I trzeba było puścić – któreś z tych miejsc. Dla mnie takim symbolicznym puszczeniem było złożenie papierów o obywatelstwo we Francji. Ale nadal mam klucie w sercu, kiedy mój tato po raz 600-tny pyta czy wrócę do Polski, a ja mowie mu „nie”. Bo mam wrażenie, ze on myśli, to właśnie jemu mowie „nie”. A to o wiele bardziej skomplikowane. Rozbija się o to, jak kochać naszych bliskich, którzy bliscy geograficznie już nie są, i zgodzić się na budowanie siebie daleko, tam gdzie ich wsparcie i ciepło na co dzień już na nie dosięga. To jest praca syzyfowa, ciężka, ale dla niektórych, jedyna możliwa.

    Polubione przez 1 osoba

  3. To prawda, że ludzie, których zostawiliśmy w Polsce, nie rozumieją naszego rozdarcia. My sami go nie rozumiemy, a przynajmniej ja. Pomimo 11 lat na obczyznach codziennie rozmawiam z Mamą przez Skype, z poczuciem, że jak przestanę to utracę z nią kontakt na zawsze. Codziennie mówię jej, że nic ciekawego się nie wydarzyło, bo też niemożliwe jest, żeby codziennie, przez 365 dni w roku, działo się coś ciekawego.
    Gdy raz na 3-4 miesiące spotykam się z przyjaciółmi, rozmawiamy jakby minął dzień czy tydzień odkąd się spotkaliśmy. Ale to już nie jest to samo, w rozmowie pojawiają się ludzie, których albo oni albo ja nie znamy, wydarzenia z krajów, o których któreś z nas nie słyszało, celebryci, których nie poznajemy… I z każdym razem jest coraz więcej tych luk. Aż któregoś dnia nie będziemy mieli o czym rozmawiać, chyba że rozmowy o dalekiej wspólnej przeszłości, albo o pogodzie i o tym jak dzieci nam urosły.
    I dopiero, gdy zrozumiałam, jak bardzo się odsunęliśmy od siebie, dorosłam do wyjazdu dalej. Do opuszczenia bezpiecznej Europy, w której w ciągu kilku godzin mogę dolecieć do kraju, na rzecz wyjazdu daleko, skąd przylot zajmie nam prawie dzień i gdzie musimy wybrać czy przylecimy na któreś święta czy na wakacje. Bo nie da się ani fizycznie, ani psychicznie mieć obu światów w takim samym stopniu.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Tak, chyba do końca nie zrozumiemy i nie zaakceptujemy tego rozdarcia. Nie można tego poprostu skleić 😦
      Wiesz, myślę, że zawsze będziemy rozmawiać, bo pomimo, że tematy będą inne, będziemy bardziej chcieć szukać tej nici połączenia, bo to jest ten „bond” jak mówią Angole, myślę, że to nie znika… to jest częścią naszego korzenia, Ci wszyscy ludzie, którzy zostali tam…

      Polubienie

  4. Nie spodziewałam się, że moje z daleka mieszkanie tak może wpłynąć na moje relacje wśród najbliższych…że mogę stać się zupełnie niepotrzebna i obojętna…a nawet,że wraz z moją rodziną możemy naruszać swoją obecnością świat innych… który kiedyś był i moim…jak niezręcznie dziwnie będę się czuć we własnym domu rodzinnym…już nie moim… może faktycznie TAM mnie już nie ma?…i to od dawna? odkąd go opuściłam..

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz