Ja naprawdę lubię angielskie Matki czyli mniej „musieć”…

Princess_Alice_of_Battenberg_with_children

Przyglądam się im każdego dnia, no prawie każdego. Mają do mnie pewną rezerwę, widzę to. W końcu jestem obca. Ale przecież jesteśmy w tym samym Klubie, Matek dzieciom, i tu my mamy widzę, coraz więcej wspólnego… Chyba się zmieniam!

Byliśmy na kolejnej imprezie urodzinowej z moim gagatkiem. U jednego z jego ulubionych kolegów z klasy. Na szczęście było to miejsce tzw. soft play czyli, że raczej dziecko nie spadnie, a jeżeli już to na miękkie podłoże bądź odbije się od siatki i opadnie miękko gdzieś tam. Moje dziecko to uwielbia, bo może latać jak dziki, wspinać się, zjeżdżać i jest kompletna samowolka… I nikt nic mu nie każe robić…

Pogoda jest z lekka depresyjna, bo ciemno, wciąż pada. Impreza zaczęła się około 15 w niedzielę. Więc co się komu chce o takiej porze? Mi się już nic nie chciało. Poszłam w spodniach domowych, wsadziłam jakieś buty, no top jakiś lepszy i zrobiłam oko, no i upudrowalam nos. Mąż i ojciec nie lepiej… Jeszcze zapomnieliśmy prezentu i karty. Bo bez Karty tutaj się nie liczysz 😉 Mąż i ojciec pojechał po zestaw do domu, bez szczęśliwej miny.

No i weszłam i patrzę i stoi blond Gwiazda. But do pół uda – trendy, włos piękny, biżuteria się skrzy i perfekcyjny makijaż. Był perfekcyjny, bo się dokładnie przejrzałam jak mówiłam : hello! z bliska. Jeszcze zanim usłyszałam odpowiedź, już wiedziałam, że nie jest Angielką. One, czyli Angielki, stały obok, w małej grupie. I wyglądały przy Gwieździe, pożal się Boże…

Faktycznie mama małego solenizanta była z Bloku Wschodniego. Bardzo miła i sympatyczna, nie powiem. Ale czas spędziłam z angielskimi matkami głównie. Gadając o duperelach, i odpoczywając siedząc na jakiejś ławie i majtając nogami, bo łatwiej się majta bez obcasów. A dzieci sobie latały. Czasami któreś przychodziło z wyciem, nie bo spadło, tylko z powodu zderzenia się z innym dzieckiem. Dostawały wtedy przytulenie, otrzepanie i lekkie pchnięcie, żeby już poszło dalej się bawić… No i gile z nosa, po tym płaczu, często zostawały na Matce, gdzieś tam…

Przypomniało mi to jak poszłam dwa lata temu do przedszkola na spotkanie z okazji tego, że panie przedszkolanki chciały się przywitać i w paru słowach opowiedzieć co będą naszym dzieciom robić przez dwa lata. I oni wszyscy, rodzice znaczy plus przedszkolanki (bo one też były po domowemu, bo wieczorowa pora) zrobili oczy. Bo Gwiazda przyszła, czyli ja. Ja też zrobiłam oczy, pewnie gwiezdne oczy. Bo wszyscy byli w dresach, bądź dzinsach typowo domowych, takich z dziurami, ale nie tych od designera, tylko od noszenia. Potem się zastanawiałam kto zrobił większe oczy. Myślę, że ja. Bo ja myślałam, że każde wyjście do ludzi to trzeba wyglądać bardzo dobrze. Pod kancik. A okazuje się, że wcale niekoniecznie.

I ja naprawdę nic nie mam do Gwiazdy z urodzin. Ona wyglądała świetnie. Ale ja już wolę inaczej. Ja już wolę „nie musieć ” raczej więcej niż mniej. I to co na siebie założę kiedy idę w klimaty dzieciowe się w tym mieści.

Bo nawet popatrzmy praktycznie. Dziecko zje tam jakieś ciasto, albo inny paluszek rybny czy czipsy (pożywienie tradycyjne urodzinowe), bo tam karmią, wszystko tłuste, albo z kremem. Potem jak coś, to przyjdzie i się wytrze w Matkę. Najczęściej. Bo ojcowie dzieciom to zazwyczaj na wygodzie są. I im to wisi, jedna plama mniej, jedna więcej… Mi jako Gwieździe to nie wisi 😉

Autor

Mama z prądem i pod prąd

Nazywam się Sylwia. Jestem, czy też inaczej, wciąż uczę się być kobietą, żoną, matką. Wychodzi mi to różnie. Mieszkam juz szmat czasu na Zielonej Wyspie. Tak to się ułożyło, nie planowałam tego tak, ale to życie rozdaje karty... Więc jestem też cudzoziemką...

6 myśli na temat “Ja naprawdę lubię angielskie Matki czyli mniej „musieć”…”

  1. Pozdrów ode mnie te matki;-) Nie wiem jak tam one na innych polach, ale pewnie też „mniej musieć”, warto uczyć się od nich, warto odpuścić sobie niekonieczne męczeństwo. W biurowej windzie słyszę rozmowę młodych osób, wypoczęłaś w weekend, nie, nigdzie nie wyjeżdżaliśmy, cały weekend sprzątałam, wszystkie zasłony uprasowane… siadam przed komputerem i od innej trzydziestolatki słyszę, że ledwo żyje, przez całą niedzielę nie wychodziła z domu, sprzątała na święta, tylko jedno okno jej zostało. W ubiegłym tygodniu też słyszałam relacje niejednej udręczonej dobrowolnie. Cóż, skoro czują w sobie taki mus… może też być mus wypoczynkowy, presja wyjazdu w weekend, np. dziewczyna z windy do wypoczynku potrzebuje wyjazdu, nie twierdzę że wyjazd nie daje wypoczynku, wiadomo że daje, ale przecież nie jest jedynym jego warunkiem.

    Polubione przez 1 osoba

    1. To niesamowite, że tak niewiele się zmieniło od czasu kiedy byłyśmy dziećmi. Kiedy nasze mamy i wszystkie inne kobiety w okolicy na wyścigi pikowana okna, nawet w mróz, gotowały X potraw na Wigilię i na święta, sprzątały wszystko od A do Z, a potem leżały niezywe w święta… Warto? Od każdej z nas zależy czy będziemy robić tak czy inaczej… A odpoczywa się na wyjeździe? Nikt się nie cieszy zatem siedzeniem w sterylnie czystym domu z wypranymi zasłonami, firanami itd… Dziwne… To po co to wszystko??? 😕

      Polubienie

  2. A może to jakaś paradoksalna reakcja? Przecież świat tak bardzo się zmienił, mimo aury wygody, łatwości i dostępności rzeczywistość jest dość brutalna, praca absorbująca i może te dziewczyny w taki właśnie sposób chcą przywrócić dawną rzeczywistość, kiedy wszystko było prostsze?

    Polubione przez 1 osoba

    1. Wydaje mi sie, ze Anglicy ten luz zabrali do RPA i zarazili nim cala reszte 😉 Tutaj nawet do restauracji (wieczor, kolacja i te sprawy…) chodzi sie w krotkich spodenkach i klapkach. Spotkania w szkole sa zazwyczaj w strojach formalnych, ale generalnie tylko dlatego, ze mamy nie zdazyly sie przebrac z „pracowych mundurkow”, bo kazda impreza w weekend juz totalny luz. Po centrach handlowych grasuja bosonogie dzieci – i nie sa to przedstawiciele lokalnej biedoty 😉

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do U stóp Benbulbena (Dagmara) Anuluj pisanie odpowiedzi